SZKOŁA SPOŁECZNA – konieczna droga do zmianW ciągu ostatnich paru lat obserwuje się dość radykalną zmianę w podejściu Polaków do emigracji – tej czasowej, jak również stałej. Wiąże się to niewątpliwie z coraz gorszą ekonomiczną sytuacją Polski i brakiem perspektyw na poprawę w ciągu najbliższych lat. Młodzi, sfrustrowani Polacy mają dość ciągłego zaciskania pasa i życia na garnuszku państwa, które nie daje szans na znalezienie godziwie opłacanej pracy i możliwości utrzymania rodziny. Ich determinacja i odwaga, by zmienić kraj zamieszkania, podyktowane ekonomicznymi względami i ułatwione przez członkostwo Polski w Unii Europejskiej, skutkuje obecnie wyjazdem całych rodzin a nie tylko jednego z małżonków. Rodzinna emigracja niesie z sobą o wiele więcej problemów organizacyjnych, niż czasowy wyjazd do pracy zarobkowej, jednak nierzadko innego wyjścia po prostu brak.

Jednym z problemów, przed którym staje rodzina na emigracji jest problem znalezienia odpowiedniej szkoły dla dziecka. Nie znając lokalnego środowiska, często również nie znając języka, nasi rodacy w pierwszych tygodniach na emigracji gubią się w krętych meandrach lokalnych systemów oświatowych. Koncentrują się na tym, by dziecko jak najszybciej zaczęło uczyć się obcego języka, by czym prędzej zaadaptowało się do nowego środowiska, znalazło akceptację swych nowych kolegów i koleżanek, przestało być „inne”. I bardzo często dochodzi do sytuacji, w której dziecku każe się uczyć wyłączni obcego języka, zapominając o pielęgnacji i nauce języka rodzimego. Świadczą o tym statystyki – w Austrii, wg oficjalnych danych za rok szkolny 2010/2011, do szkół podstawowych i średnich uczęszczało ok. 3000 dzieci narodowości polskiej, z której to grupy zaledwie 1/5 czyli ok. 600 dzieci brało udział w lekcjach języka polskiego – czy to organizowanych w ramach działającego Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Ambasadzie RP w Wiedniu , czy też prowadzonych jako zajęcia z języka obcego w austriackich szkołach. Pozostała grupa tj. ponad 2500 dzieci nie uczyła się w ogóle języka polskiego – ich języka ojczystego! A statystyki zapewne wyglądałyby jeszcze gorzej, gdybyśmy dysponowali danymi najnowszymi, bowiem po otwarciu przez Austrię rynku pracy w maju 2012, liczba Polaków, którzy zamieszkali w Austrii na stałe wciąż rośnie.

Wiele wskazuje na to, że za tę fatalną statystykę odpowiada po części utrudniona dostępność do zorganizowanej oświaty polonijnej. W Austrii przez kilkanaście ostatnich lat polskie dzieci, chcące uczyć się języka ojczystego, mogły uczęszczać do jedynej polskiej szkoły w całej Austrii (!) – Szkolnego Punktu Konsultacyjnego przy Ambasadzie RP w Wiedniu (wcześniej: Zespołu Szkół im. Jana III Sobieskiego przy Ambasadzie RP w Wiedniu). Ta dość niecodzienna sytuacja, w której na liczącą oficjalnie ok. 55 tys. Polonię w Austrii (niektóre najnowsze analizy mówią już o 70 tys.) przypadała jedna(sic!) polska szkoła, mogąca przyjąć maksymalnie ok. 500 dzieci, była sytuacją patologiczną i złą. Ilustrując tę anomalię, można posłużyć się przykładem pięćdziesięciotysięcznego miasta, w którym działałaby jedna szkoła. Taka sytuacja byłaby w Polsce wręcz niedopuszczalna, jednak na obczyźnie taki stan rzeczy utrzymywał się przez dziesiątki lat! I nawet lekcje języka polskiego prowadzone w austriackich szkołach, w ramach zajęć z dodatkowego języka polskiego nie są w stanie tej sytuacji zmienić. Efektywność bowiem tych zajęć stoi pod dużym znakiem zapytania, skoro w jednej łączonej grupie spotykają się nierzadko dziesięciolatki i osiemnastolatki, skoro nie można realizować spójnego i wspólnego dla wszystkich uczniów programu.
Żeby dolać oliwy do ognia, należałoby posłużyć się danymi dot. polskiego szkolnictwa w innych krajach europejskich o podobnej liczbie zamieszkujących je Polaków. I tak:
a) w Norwegii (liczebność Polonii szacowana na 70 tys.) – działa 6 szkół polonijnych (liczba polskich szkół wg portalu www.polska-szkola.pl);
b) w Belgii (liczebność Polonii to ok. 70 tys.) – 3 polskie punkty kształcenia;
c) w Hiszpanii (60 tys. Polaków) – 9 polskich punktów nauczania;
d) w Holandii ( liczebność Polonii to ok. 130 tys.) – 8 polskich szkół i szkółek.
Rekordzistką pod względem liczby polskich szkół przypadających na liczbę zamieszkujących ją Polaków jest niewątpliwie Irlandia. W tym kraju działają 22 (!) polskie placówki oświatowe na ok. 70 tys. naszych rodaków ten kraj zamieszkujących.
Powyższe fakty jednoznacznie pokazują, że sytuacja na austriackim „rynku” szkolnictwa polskiego była zła. Ale dzięki inicjatywie rodziców oraz pomocy ze strony środowiska polonijnego ten stan rzeczy ma szansę się zmienić.

SZKOŁA SPOŁECZNA – konieczna droga do zmian

W Austrii zaczynają powstawać pierwsze polskie szkoły społeczne, będące placówkami powoływanymi przez zrzeszenia rodziców, w celu nauki języka polskiego i polskiej kultury. Taką społeczną szkołą, założoną we wrześniu 2012 roku jest Pierwsza Społeczna Szkoła Polska w Austrii. Szkoła ta nie bez racji nazwana została „pierwszą społeczną szkołą”, gdyż do tej pory na terenie Austrii nie powstała żadna polska społeczna placówka oświatowa. Została ona założona i jest prowadzona przez Polskie Stowarzyszenie Kulturalno-Oświatowe w Austrii (Polnischer Bildungs- und Kulturverein in Österreich). Obecnie w tej nowej szkole, prowadzącej również grupę przedszkolną, uczy się ponad 50 dzieci w wieku od 3 do 13 lat. Z miesiąca na miesiąc dzieci w szkole przybywa i plany dyrekcji na przyszły rok szkolny 2013/2014 zakładają przyjęcie do szkoły kolejnych 40-50 nowych uczniów.

Czym są szkoły społeczne i jakie szanse niosą one dla polonijnej oświaty? Odpowiedź jest prosta. Szkoła społeczna jest niepubliczną instytucją oświatową, zakładaną przez zrzeszenia rodziców, bądź organizacje i towarzystwa oświatowe, w celu nauczania dzieci. Z racji tego, że szkoły społeczne są płatne, rodzice są o wiele aktywniej zaangażowani w funkcjonowanie szkoły, w myśl zasady – „płacę, to wymagam i chcę wiedzieć, za co płacę.” Poza tym szkoły społeczne, mimo charakteru placówki płatnej, różnią się od szkół prywatnych przede wszystkim wysokością pobieranych opłat – jako organizacje non profit, oświatowe placówki społeczne nie mogą być nastawione na zysk, zatem wszystkie pozyskane środki finansowe muszą być przeznaczone na edukację dzieci. Skutkuje to stosunkowo niewielkim wymiarem miesięcznego czesnego.
Jedną z podstawowych zalet szkół społecznych działających na obczyźnie jest ich dogodne położenie . Szkoły mogą bowiem działać praktycznie wszędzie tam, gdzie zamieszkują Polacy. Wystarczy tylko ich inicjatywa i chęć zorganizowania takiego punktu oświatowego. W Polsce, przy wyborze szkoły dla dziecka, rodzice zazwyczaj decydują się na szkołę publiczną, teoretycznie bezpłatną oraz położoną w relatywnie bliskim sąsiedztwie od miejsca zamieszkania dziecka. Jednak wybór takiej szkoły przez rodziców, to również ich zgoda na trzydziestoosobowe klasy, anonimowość uczniów, narzucone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej programy, zmieniające się z każdy niemal rokiem nauki. To również świadome przyzwolenie na uczestnictwo dziecka w skostniałym systemie oświaty, który nie nadąża za zmieniającym się błyskawicznie światem, pozostając jedyną chyba instytucją tak opierającą się koniecznym zmianom.
Sytuacja ta wygląda podobnie w wielu państwowych szkolnych punktach konsultacyjnych za granicą. Dochodzi do tego niekorzystna lokalizacja szkół, utrudniająca dostęp do nich uczniom mieszkającym w innych miejscowościach, czy w odległych dzielnicach. Dzieje się tak również w Wiedniu, gdzie dojazd do szkoły z pewnych dzielnic miasta potrafi zająć rodzicom w piątkowe popołudnie prawie dwie godziny w jedną stronę.
W szkołach społecznych próżno szukać przeludnionych klas. Liczba uczniów nie przekracza w nich 12-15 osób. Daje to absolutny komfort pracy uczniom, jak również nauczycielom. Nauka w niewielkiej liczebnie klasie pozwala nauczycielowi na indywidualne podejście do ucznia, na rzeczywistą znajomość jego wad, zalet, osobowości, zdolności, zainteresowań, na sytuacji domowej kończąc. Uczniowie również czują się w takiej szkole lepiej. Mają oni rzeczywiste poczucie podmiotowości, wiedzą, że mogą liczyć na indywidualną pomoc nauczyciela, który bez trudu znajdzie dla nich czas i będzie mógł każdemu indywidualnie pomóc. Ze względu na brak anonimowości, uczniowie mają o wiele większe poczucie bezpieczeństwa. Są bowiem pod stałą kontrolą i opieką nauczycieli. W społecznych szkołach praktycznie nie występuje problem szkolnej agresji, stresu szkolnego, niechęci do szkoły. Rodzice cenią sobie, że ich dziecko jest w szkole bezpieczne, że sami znają praktycznie wszystkich kolegów i koleżanki z klasy ich pociechy, że ich dziecku nie grozi drugoroczność. Rodzice są pewni, że nauczyciele wiedzą, jak uczyć ich dziecko. Ta pewność wypływa z osobistej znajomości nauczyciela. Rodzice mają bowiem wpływ na to, kto nim jest, wiedzą, że nauczyciel zna również dogłębnie ich dziecko. Niedopuszczalne i nietolerowane są autokratyczne, czy agresywne postawy nauczycieli. Brak w takich szkołach sfrustrowanych, niezadowolonych, siejących grozę, znienawidzonych przez uczniów kolejnych roczników, belfrów. Poza tym szkoła społeczna, która dysponuje pozyskanymi środkami finansowymi, bez czekania na z roku na rok obcinane państwowe środki na oświatę, oferuje uczniom o wiele więcej atrakcji, niż wciąż zmagająca się z mizerią budżetową szkoła pań-stwowa. Wyposażenia klas oraz pojedynczych uczniów w nowoczesny sprzęt elektroniczny i dydaktyczny, w atrakcyjne pomoce naukowe, organizowanie najróżniejszych działań kulturalnych i sportowych, prowadzenie ciekawych, zapadających w pamięć ucznia lekcji, realizowanych przez dobraną kadrę nauczycielską w oparciu o nowatorskie, autorskie programy nauczania są w szkołach społecznych normą. Podobnie jak wysoka niezależność nauczyciela, tak w doborze metod nauczania, jak i w ponoszeniu pełnej odpowiedzialności za efekty swej pracy – przede wszystkim przed rodzicami i uczniami, a dopiero później przed dyrekcją szkoły.

Statystyki potwierdzają tylko wyższość modelu szkolnictwa prywatnego i społecznego nad państwowym. W roku 2012 przeprowadzono badanie poziomu nauczania w warszawskich szkołach podstawowych. Wyniki były dla szkolnictwa państwowego miażdżące – wśród pierwszych piętnastu szkół podstawowych, była jedna (!) szkoła państwowa (na miejscu czwartym). Pozostałe czternaście szkół to szkoły społeczne i prywatne. A żeby było jeszcze śmieszniej, to jedyną w tym gronie szkołą państwową była Państwowa Szkoła Muzyczna!

Najlepsze Szkoły Podstawowe w stolicy

1. Międzynarodowa SP Argonaut, ul. Radarowa – 35,8,
2. SP Niepubliczna nr 81 fundacji Rodzice Dzieciom, ul. Nowowiejska – 35,2,
3. Podstawowa Szkoła Międzynarodowa, ul. Jagielska – 35,
4. Państwowa Szkoła Muzyczna, ul. Miodowa – 34,9,
5. SP nr 2 STO, ul. Dziatwy – 34,4,
6. Niepubliczna SP nr 47, ul. Z. Balo – 34,2,
7. Prywatna SP nr 41, ul. Świętojerska – 33,9,
8. SP nr 16 STO, al. Solidarności – 33,8,
9. Prywatna SP nr 6 Sióstr Niepokalanek, ul. Zaruby – 33,8,
10. Katolicka SP, ul. Przy Bażantarni – 33,7,
11. Prywatna SP nr 92, ul. Patriotów – 33,6,
12. SP nr 5 STO, ul. Paryska – 33,4,
13. SP nr 26 STO, ul. Puławska – 33,2

Nie dziwi zatem stanowisko Ministerstwa Edukacji Narodowej, by mocniej angażować się we wspieranie polonijnego szkolnictwa społecznego. Resort zapewnia, że rosnąca liczba dzieci polskich mieszkających na stałe za granicą musi iść w parze ze zwiększeniem dostępności do nauczania języka polskiego oraz wzrostu jego efektywności. Dysponowanie środkami budżetowymi ma być racjonalne, tzn. mają one trafiać tam, gdzie zostaną efektywnie wykorzystane – także do szkół społecznych. Tylko one bowiem gwarantują szybkie docieranie z polską oświatą do najbardziej potrzebujących środowisk i skupisk Polonii. Tworzenie, tudzież rozszerzanie struktur szkolnictwa utrzymywanego w całości z budżetu państwa nie wchodzi absolutnie w grę. Konkludując — budżet państwa może się do szkół polonijnych dołożyć na zasadzie kierowanej pomocy (finansowej, sprzętowej, szkoleniowej), ale nie jest w stanie w całości szkół utrzymywać.

Pierwsze efekty ministerialnej polityki już widać – w 2013 roku MEN zlikwiduje kilkanaście swych szkół za granicą (szkolnych punktów konsultacyjnych), które miały w ostatnim czasie niewielką liczbę uczniów. Na pozostałe przy życiu punkty (szkoły) padł blady strach! Zaczęły się petycje, wysyłanie listów i petycji do Senatu, Sejmu RP, MEN-u, MSZ, Prezydenta RP, pełnych oburzenia i ciężkich oskarżeń, jak to obrzydliwy minister edukacji narodowej i podległy mu resort chcą zniszczyć tak cudownie funkcjonującą oświatę polską za granicą, jak chcą podstępnie, kierując się wyłącznie aspektem finansowym (wieczne oszczędności), przekształcać państwowe punkty szkolne w… szkoły społeczne.
Wynika z tych listów pełnych rozgoryczenia i strachu, że przekształcenie szkół utrzymywanych za granicą w całości przez państwo polskie w szkoły społeczne będzie gwoździem do trumny dla całego szkolnictwa polonijnego! Cóż za demagogia! Co za manifestacja całkowicie błędnej oceny sytuacji! Statystyki bowiem pokazują, że w ubiegłym roku na 73 oficjalnie działające za granicą szkolne punkty konsultacyjne wspierane w 100% przez budżet państwa (liczba uczniów ok. 14 tys.), w 2012 roku działały setki szkół i szkółek społecznych pozbawionych całkowicie jakiejkolwiek pomocy ze strony państwa, bądź wspierane w bardzo ograniczony sposób (liczba uczniów to ponad 40 tys.).
Powyższe dane wskazują, że można uczyć dzieci również bez pomocy państwa, można organizować szybko i sprawnie polonijną oświatę tam, gdzie jest potrzebna, rodzice mogą znaleźć w swych rodzinnych budżetach dodatkowe środki na kształcenie swych dzieci, bo mają świadomość, że muszą sami coś dla swych dzieci stworzyć i to MUSI kosztować. Czesne bowiem staje się gwarantem wysokiego poziomu kształcenia i daje płacącym je rodzicom realny wpływ na obraz szkoły. To rodzice zatrudniają dyrektora, który powinien być w warunkach rynkowych sprawnym menedżerem, to rodzice mają wpływ na to kto, czego i z czego uczy ich dzieci. I wcale niepotrzebne jest im oglądanie się na pomoc z polskiego budżetu.

Te głosy oburzenia i buntu wobec decyzji, a raczej planów MEN, podsycane są konieczną dozą demagogii i dezinformacją. Jedną z nich jest ta, jakoby szkoły społeczne wystawiają nierespektowane w Polsce świadectwa, a szkoły „ministerialne” wystawiają świadectwa prawidłowe. Jest to oczywisty fałsz, głoszony, by zdeprecjonować coraz sprawniej działającą społeczną i prywatną szkolną konkurencję — oba bowiem świadectwa NIE są podstawą do przyjęcia dziecka do szkoły w Polsce. Decyduje o tym świadectwo regularnej szkoły w danym państwie, gdzie dziecko mieszkało i realizowało obowiązek szkolny. Ta fałszywa informacja była przekazywana rodzicom tak często, że MEN musiało w tej sprawie interweniować, wysyłając specjalne pismo do dyrektorów szkolnych punktów konsultacyjnych, w którym prosiło o niewprowadzanie w błąd.
Śmiem twierdzić, iż w przeważającej mierze listy te oraz protesty „środowisk polonijnych” i „zmartwionych rodziców” są animowane są przez bojących się o swe posady obecnych kierowników szkolnych punktów konsultacyjnych, którzy w większości nie mieliby szans na zarządzanie nowymi przekształconymi szkołami społecznymi, z racji ich wieku, braku zdolności menedżerskich, braku wizji nowej szkoły, niesamodzielności, bierności, anachronicznych, autorytarnych metod zarządzania szkołą, konieczności codziennego, aktywnego starania się o środki finansowe umożliwiające funkcjonowanie nowej szkoły.
O klasie i poziomie przygotowania dyrektorów placówek państwowych do nowej rzeczywistości niech świadczy fakt, że w Polsce, w ramach programu „Cyfrowa szkoła” – blisko 70 z około 200 (ponad 30%) przetargów na sprzęt multimedialny i komputerowy zostało unieważnionych. Winę za tę sytuację ponoszą dyrektorzy szkół, którzy nie dają sobie rady z organizacją konkursów, nie znają się na procedurach przetargowych i warunkach technicznych, jakie ma spełniać sprzęt – mimo, że otrzymali na ten sprzęt pieniądze z budżetu państwa! Nawiasem mówiąc w pewnych województwach (np. w woj. rzeszowskim) do programu zakwalifikowały się tylko dwie szkoły podstawowe. Reszta dyrektorów szkół nie potrafiła w terminie i w sposób zgodny z wymogami sporządzić i przesłać wniosków o dofinansowanie. Zgroza! Tacy właśnie „menedżerowie oświaty” pracują w ponad 1/3 polskich szkół. Śmiem twierdzić, że podobne proporcje dotyczą również polskich szkół „ministerialnych” za granicą.
Łatwiej jest zatem protestować przeciwko przewidywanym zmianom z hasłem „nie niszczcie tego, co dobrze (?) funkcjonuje” na ustach i przedstawiać rzeczywistość w wyłącznie żałobnych barwach, niż w sposób obiektywny dokonać oceny sytuacji oraz analizy wad i zalet ministerialnych planów.
Prawda jest bowiem taka, że przekształcenie szkoły państwowej w społeczną byłoby być może bolesne dla kilkunastu osób, wliczając w to obecne grono pedagogiczne „starej szkoły”, ale przyniosłoby w końcowym rozrachunku niewątpliwe korzyści dla najważniejszych osób w tym sporze — dla polskich dzieci. Wybór szkoły bowiem — jej jakość, profesjonalizm, poziom nauczania, osobowość i podejście kadry nauczycielskiej — są decydujące dla dalszej edukacji, a w wielu wypadkach, dla dalszego życia dziecka. I choć szkoła społeczna jest płatna, to zapłacone czesne staje się gwarantem wysokiego poziomu kształcenia oraz posiadania przez rodziców realnego wpływu na sposób funkcjonowania szkoły, w której uczy się ich dziecko. Tego nie jest w stanie zaoferować żadna szkoła państwowa, dopóki nadrzędne decyzje podejmować będzie ministerstwo , bądź władze samorządowe, a nie niezależny, odpowiedzialny i dobrze opłacany dyrektor – menedżer szkoły.

Dla iPolen.at Arkadiusz Rusowicz

2 thoughts on “SZKOŁA SPOŁECZNA – konieczna droga do zmian

  1. Czy są inne szkoły polskie we Wiedniu nauczające w języku polskim ?

Comments are closed.

To może Cię też zainteresować