W poszukiwaniu szczęściaWe współczesnym świecie szczęście wydaje się być najważniejszych celem do osiągnięcia. Praca, miłość, rodzina, w każdym obszarze życia dąży się do osiągnięcia pełni zadowolenia i harmonii. Kiedy coś idzie nie po naszej myśli, zaczyna się frustracja. Powstaje jednak pytanie, czy osiągnięcie pełni szczęścia jest tak naprawdę możliwe?

Zaprogramowani

Według naukowców sprawa jest prosta. Poczucie szczęścia warunkuje Gen 5-HTT, który jest odpowiedzialny za transport serotoniny do mózgu. Taki wniosek wysunął Jan Emmanuel de Neve z London School of Economics po przeprowadzeniu badań na ponad dwóch tysiącach Amerykanów. Ludzie posiadający ten gen częściej deklarują, że są zadowoleni z życia
i rzadziej cierpią na depresję. Natomiast Sonja Lyubomirsky z Uniwersytetu Kalifornijskiego twierdzi, że szczęście zależy w 50% od uwarunkowań genetycznych, w 40% od naszych zamierzonych działań, a jedynie w 10% od czynników zewnętrznych. Z naukowego punktu widzenia jesteśmy więc zaprogramowani na odczuwanie bądź nie zadowolenia z życia. Trzeba jednak przyznać, że perspektywa uwarunkowania genetycznego wydaje się dość pesymistyczna, zwłaszcza dla kogoś, kto nie posiada szczęścia w genach i ma tylko 50% szans na odczuwanie zadowolenia.

Czy szczęścia można się nauczyć?

Coraz częściej można się jednak spotkać z twierdzeniem, że szczęście zależy od nas samych i może być zdobyte wyłącznie dzięki ciężkiej pracy. Taką koncepcję wysuwa Gretchen Rubin, autorka książki „Projekt Szczęście”, w której opisuje krok po kroku receptę na udane życie. Opierając się na własnych doświadczeniach sugeruje podejście do szczęścia jak do projektu. Za cel obiera poczucie szczęścia, które można osiągnąć po roku starań, poświęcając każdy kolejny miesiąc na poprawę w określonej dziedzinie. Według autorki ważne w tym względzie są witalność, miłość, praca, rodzicielstwo, przyjaźń, pieniądze, pamiętanie o śmierci, pielęgnowanie pasji, skupienie na otaczającym świecie, odpowiednia postawa życiowa. Trzeba przyznać, że problemy mieszkającej w Nowym Jorku pisarki wydają się błahe w porównaniu do sytuacji w innych częściach świata. Niemniej jednak to tylko propozycja, każdy może wyznaczyć swoje własne priorytety i ustalić plan zmiany. Innym przykładem podobnego podejścia jest Srikumar Rao, autor takich bestsellerów jak „Are you Ready to Succeed” i „Happiness at Work”, który prowadzi wykłady z kreatywności i doskonalenia siebie na nowojorskim uniwersytecie Columbia. Twierdzi on, że jesteśmy zaprogramowani kulturowo na bycie nieszczęśliwym i błędnie uzależniamy swoje poczucie zadowolenia od czynników zewnętrznych. Głównym problemem jest jego zdaniem przyklejanie błędnych etykietek i kwalifikowanie sytuacji jako dobrych albo złych, przez co często narażamy się na cierpienie. Zadanie odrzucenia automatycznego myślenia to dopiero początek półrocznego kursu. Aby popracować nad samym sobą można wybrać się także do Polski. Organizowane są warsztaty takie jak na przykład „Podróż po szczęście” w pałacu Zdunowo koło Warszawy, skupiający się na odbudowaniu relacji i związków z innymi ludźmi czy „Letnia Akademia Szczęścia” w Sopocie skierowana dla rodzin z dziećmi.

Zacznij od samotności

Mówiąc o szczęściu nie sposób pominąć kultury wschodniej, która wywarła znaczny wpływ na obecne trendy. Przekreśla ona wzorce pędu ku karierze, sugeruje odwrócenie się od zewnętrznych czynników, a zaleca skupienie na wnętrzu oraz poznanie samego siebie. Jedna z Czterech Szlachetnych Prawd buddyzmu głosi, że przyczyną cierpienia jest pragnienie,
a wyzwoleniem może być puszczenie pragnienia. Duchowy i polityczny przywódca Tybetu Tenzin Giaco Dalajlama w książce pt. „Sztuka szczęścia” przedstawia sposoby walki z negatywnymi emocjami takimi jak gniew czy zazdrość, oraz wskazuje buddyjską drogę do szczęścia. Kluczem do sukcesu jest w tym przypadku medytacja. Popularnością cieszy się także OSHO, którego wykłady zostały nagrane, spisane i opublikowane w ponad 50 książkach. Do dziś budzi kontrowersję, gdyż nie uznawał żadnej z religii. Jego głównym przesłaniem jest medytacja. Według niego jest to odpowiedź na wszelkie problemy, ponieważ dzięki całkowitemu wyciszeniu człowiek pozna siebie. Stwierdził, że podejście współczesnego społeczeństwa do szczęścia jest nieprawidłowe, gdyż nie można cały czas odczuwać zadowolenia. Byłby to stan nienaturalny. Ludzie natomiast bez przerwy do niego dążą, odczuwając frustrację, kiedy nie mogą go osiągnąć. Szczęście to jego zdaniem zjawisko nie podlegające klasyfikacji. Naucza by docenić smutek, ponieważ odczuwanie go to także pozytywne doświadczenie, które umożliwia rozwój osobisty. Zaleca dostrzeganie chwili i radość z życia „tu i teraz”.

Szczęście = przyjemność

Podobno nie ma rzeczy którą kultura konsumpcyjna nie mogła by przeżuć, przetrawić i wypluć. Pojęcie szczęścia jest popularnym tematem w mediach, ponieważ często utożsamiane jest z przyjemnością, co najlepiej się sprzedaje. Branża reklamowa bazuje na chronicznym dążeniu ludzi do szczęścia podsuwając jego ekwiwalenty. Banalnie proste wydaje się szczęście w filmie „Jedz, módl się, kochaj” Ryana Murphy’ego, w którym diametralna zmiana dotychczasowego stylu życia wydaje się być czymś oczywistym i łatwym. Przedstawia trend slow life. Powstało mnóstwo filmów i książek ukazujących podobne sposoby poczucie spełnienia w życiu. Mniej popularne, a może bardziej realne są filmy takie jak „Droga do szczęścia” Sama Mendes’a, która stanowi raczej antydrogę. Ukazuje dwoje ludzi, którzy decydując się na małżeństwo byli pełni entuzjazmu, posiadali wielkie marzenia, jednak życie wtłoczyło ich w niechciane role, przez co pomimo pozorów, pozostali nieszczęśliwi, co skończyło się tragedią.
Bycie szczęśliwym staje się w dzisiejszych czasach niemal obowiązkiem, a wbrew pozorom nie jest to zadanie proste. Istnieje cała gama możliwości i nie zawsze dają one gwarancję osiągnięcia celu. Możesz podjąć pracę nad sobą lub poddać się losowi, jak Boris Yellnikoff z filmu Woody’ ego Allena, który stwierdził, że za większą część naszego życia odpowiedzialny jest fart. Wybór należy do Ciebie. Nie ma uniwersalnej koncepcji szczęścia, może dlatego, że dla każdego człowieka oznacza ono zupełnie co innego.

Anna Herman

To może Cię też zainteresować