Przyjechałam do Wiednia ponad rok temu. Wcześniej krótko mieszkałam w Niemczech, często podróżowałam. Na zachód i choć mniej, na wschód – jeśli za punkt odniesienia uznamy Polskę – łapiąc się każdej okazji by poznać nowa kulturę. I chyba zasadnicze znaczenie ma tu słowo: poznać. Fascynuje mnie inność i różnorodność, bo ciekawi mnie człowiek.
W Wiedniu obcokrajowców żyje wielu. By to zobrazować podam malowniczy przykład: w akademiku, w którym mieszkam, na piętrze jest szesnaście pokojów. Austriacy zajmują dwa. Obcokrajowcy najczęściej przyjeżdżają tu w celach zarobkowych. Jakaś część po to by tu żyć. Są tez tacy, którzy przyjeżdżają na studia. Każdy ma jakiś cel, który stara się w Austrii zrealizować. Każdy, niezależnie, w której grupie się znalazł, jest tutaj gościem.
Wydawać by się mogło, ze państwo z tak bogata tradycja, mieszająca różne narodowości i języki będzie mogło poszczycić się obywatelami, którzy inne kultury poznać przynajmniej próbują. Tymczasem w murach choćby uniwersytetu słowo „Osteuropa” używane jest zawsze jako pewien symbol. Przeciętny student ma w głowie wyobrażenie biednych, postkomunistycznych krajów, taniej siły roboczej stamtąd pochodzącej i może jeszcze jakieś pojedyncze skojarzenia, ni to z wódką, ni z Wałęsą. Co więcej nie zbyt ważne jest to czy pochodzisz ze Słowacji, z Czech, Polski, Rosji, Ukrainy… Czasem wprost, czasem nie wprost zostaje to podsumowane: przecież to to samo. Jedno. Tak jakby za bezpieczną granicą Austrii był jakiś inny świat. Świat wschodnioeuropejski. Świat gorszy. To samo o „zgniłym zachodzie” można, choć rzadziej usłyszeć w Polsce. Można było też usłyszeć, że co z zachodu, to nominalnie lepsze.
Nie da się zaprzeczyć, ze geograficznie jest wschód i zachód, północ i południe. Mapa nie kłamie. Mapa potwierdza też, że tak na wschodzie, jak i na zachodzie państw w Europie sporo. O jakim wiec zachodzie czy wschodzie mówimy? Czy Hiszpania, Włochy, Wielka Brytania i Niemcy mają jedną i tą samą „zachodnią” kulturę i tradycję? W sierpniowy wieczór przekonałam się, ze w mentalności niektórych Polaków nadal żyje Czechosłowacja, jedna pani zadając całkiem współczesne pytanie zapytała: jak to jest w Czechosłowacji? I to chyba nie pozwala mi się dziwić, temu, ze niektórzy uważają, ze w Polsce mówi się po rosyjsku.
Słowo „Osteuropa” wywołuje we mnie reakcje alergiczne. Po pierwsze dlatego, ze nie ma jednej i jednolitej kulturowo Europy wschodniej (ani zachodniej), a po drugie, mam w pamięci szereg przymiotników, którymi próbuje się opisać wszystko to, co za wschodnią granicą Austrii. I choć są i tacy Austriacy, którzy kulturę te poznać próbują, nie szufladkują i widzą cos więcej niż dawny blok komunistyczny, należą oni do mniejszości. Pewnie jak długo w Wiedniu pozostanę, tak długo irytować się będę musiała. Trudno. Sama wybrałam to miasto. Z własnej nieprzymuszonej woli. Zrozumieć tego namalowanego niewidzialnym flamastrem podziału pewnie mi się nie uda. W PRLu przeżyłam aż trzy lata. Od dziecka uczono mnie, ze są inne kultury i inne kraje i ze ich poznanie jest wartością samą w sobie, wpajano, ze ważnym szkolnym przedmiotem jest język obcy. Tak wiec i moje poznanie ma granice. Trochę jakby nieprzystające do tych „lepszych”, zachodnioeuropejskich.
Anna Maria Gacek