„Szału nie ma. Jest rak.“*Również u Dawida, trzydziestolatka, który od kilku lat walczy z rakiem płuc. Szału nie ma. Cierpienie nie uszlachetnia. To człowiek może uszlachetnić cierpienie. Ten, kto próbuje wmówić nam, ze cierpienie jest wartością – kłamie.
Cierpienie jest brzydkie, przerażające i bezsensowne. Czasem jest wyborem, a czasem tym, co kształtuje nasze tu i teraz. Szlachetne może być jedynie to jak cierpienie przezywamy.
Nie znam Dawida. Zaangażowałam się jedynie w akcję modlitewną w jego intencji. Towarzyszę tylko przyjaciółce, dla której Dawid jest ważną osoba, uczę się rozmawiania o śmierci. Z tymi, którzy pierwszy egzamin z człowieczeństwa zdają czuwając przy umierającym koledze.

Rozmowy o śmierci towarzyszą naszym kolacjom i śniadaniom, czasem angażują nas w środku dnia. Wychowane w pokoleniu, gdzie psychologia święci tryumfy, wiemy, że temat należy „przegadać”… dochodząc tak do granicy, kiedy sam wątek staje się męczący, a i milczenie każe nam zatrzymać się nad przemijaniem. Przeraża nas fakt, ze umiera się w samotności. Bo śmierć dziś nie tylko jest spychana na margines, ale też rozmawianie o śmierci zostawiliśmy wyselekcjonowanej grupie personelu szpitala czy hospicjum. I naiwnie myślimy, ze będzie jak w serialu.

Bo choć w mediach króluje opozycja eros-tanatos, nieustannie słyszymy informacje o śmierci, to chłonąc je pomiędzy jedna a drugą kanapką, rejestrujemy je pod etykietą: „nieważne”. Ale przecież media nie tylko odzwierciedlają, ale też inscenizują rzeczywistość. Medialne doniesienie o czyimś odejściu – tak długo jak długo nie chodzi o kogoś, kto jest nam bliski – są dla nas mniejszą lub większą abstrakcją. Odgrodzeni ścianą ekranu telewizyjnego czy radioodbiornika czujemy się bezpiecznie, bo umieranie najczęściej jeszcze nas nie dotyczy. Śmierć jest abstrakcją liczb: 96, 120, 500… osób. One nie mają imienia i nazwiska. Tak jest łatwiej, bo o czymś co jest nawet „setką” ofiar śmiertelnych nie myślimy jak o stu odrębnych istnieniach. Śmierć ma ekonomię. O leczeniu myślimy w kategorii kosztów i wyników. To one zresztą kształtują nasze poglądy na kwestie bioetyczne.

Odchodzenie Dawida interesuje jego najbliższych. W Donauspital czy w domu nieustannie ktoś czuwa. Najczęściej jednak śmierć nie interesuje nikogo. Po co my zdrowi, ambitni, z perspektywami, mamy rozmawiać o kwestii tak trudnej jak odchodzenie? Nasi bliscy umierają zawsze nie w porę i mamy lepsze zajęcia niż czuwanie przy szpitalnym lóżku. Lepiej przecież nie myśleć, że to nie od nas zależy kiedy odejdziemy. I ze dzisiejsze dobre samopoczucie zmieni jutrzejsza diagnoza. My wolimy myśleć, że jest szał… Ze wszystko, co nie wiążę się z dość mocnym odczuciem szczęścia lub choćby przyjemności jest mało interesujące. Ze wszystko jest możliwe. Musi być szał. Tymczasem: szału nie ma, jest całkiem realna śmierć. Jedyne pewne zdarzenie w życiu.

Anna Maria Gacek

*”Szalu nie ma, jest rak” – tytuł książki- wywiadu – z ks. Janem Kaczkowskim – dyrektorem puckiego hospicjum, chorym na glejaka mózgu – rozmawia Katarzyna Jabłońska.

To może Cię też zainteresować